Chwilę poleżał na kuchennym stole, aby od czasu do czasu dać się dotknąć i podumać.
Hektolitry wypitej senchy później pojawił się odpowiedni szkic, pasujący do nas i do naszej chatki.
Czachy to nigdy nie był mój wzór. Zbyt agresywny, zbyt groźny, niepasujący do mojego leśnego charakteru.
Byłam jednak zaskoczona, jak bardzo odpowiada mi połączenie czaszki i roślin. Surowy kształt z licznymi spękaniami przełamany łagodnością pastelowych kwiatów, świeżością trawy.
Zaprasza na herbatkę z trucizną. /za nazwę, której mi brakowało, dziękuję Asi ;) /
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz